W 2011 wyprawa motocyklowa dookoła Europy, w 2014 samotna podróż motocyklem po Ameryce Północnej oraz wyprawa od Islandii po Lizbonę! Plus kilka „drobnych” po Polsce. Weroniko gdzie tym razem Cię porwało? Ile dni i ile km w siodle?
-Tym razem po prostu postanowiłam uciec z Polski przed zimą. Nieustające opady śniegu, mało motocyklowe temperatury spowodowały, że pod koniec grudnia zaczęłam szukać miejsca, gdzie mogłabym się nacieszyć wiatrem we włosach. I tak wybór padł na Wyspy Kanaryjskie, a konkretnie Teneryfę. W sumie w ciągu 5 dniu przejechałam ponad 1 200 km.
Teneryfa! Hiszpańska wyspa niespodzianek. Co takiego skłoniło Ciebie do wybrania tego kierunku? Czyżby wulkany?
-Moi znajomi też się śmiali, kiedy im opowiadałam o pomyśle odwiedzenia Teneryfy. Głównie słyszałam: „Co tam można znaleźć prócz hoteli z all-inclusive?”. Jednak ja wiedziałam swoje... Patrzyłam na mapę i widziałam ocean, wulkany oraz mnóstwo krętych dróg... to było to, czego potrzebowałam! Ja, motocykl i przesuwający się pod kołami świat.
Jak wiemy pierwsze podróże pokonałaś na ukochanym VanVanie 125. Jaka maszyna tym razem skradła Twoje serce i jakie wrażenia wróciły z Tobą do Polski?
-Wróciłam do mojej wielkiej miłości, a mianowicie Triumpha Bonneville. To tym modelem okrążyłam samotnie Amerykę Północną. Na Teneryfie miałam okazję przetestować najnowszy model tego producenta, który dopiero w tym roku wchodzi do sprzedaży. Bonneville T100 to dla mnie kwintesencja stylu. Szprychowe koła, nisko osadzone siodło, chromowane tłumiki, duch old schoolowego cafe-racera no i ten dostojnie bulgoczący silnik. Największym moim zaskoczeniem w tym nowym modelu było niskie spalanie zaledwie 3,8l/100 km, czyli nie wiele więcej, niż w VanVanie [śmiech].
Teneryfa to nie tylko piękny klimat, widoki, morze i słońce ale również ludzie. Czy na wyspie są oni przyjaźni, czy potrafią wspierać i pomagać czy raczej liczysz sama na siebie w 100%?
-Na Teneryfie spotkałam się jedynie z życzliwością. Zarówno od jej mieszkańców, jak i od turystów. Nie wiem, czy tak działało na ludzi słońce, czy może urok Bonnevillea?! Wszyscy na tej wyspie żyją na totalnym luzie. Nigdzie nie pędzą. Pomimo że żyją skromnie to, cieszą się z każdego dnia i to udziela się przyjeżdżającym. Jak za dotknięciem różdżki zmienia się nasze nastawienie do świata. Nagle nie pędzimy, nie odbieramy nerwowo telefonów, czas zaczyna być dla nas rzeczą względną. Udziela nam się „mañana”!!
Najtrudniejsza sytuacja podczas podróży i najprzyjemniejszy moment na Teneryfie?
-No cóż, mogłoby się wydawać, że co, jak co, ale Kanary mnie nie zaskoczą. A jednak już 3 dnia złapałam przeziębienie. Największy kryzys pojawił się, kiedy to o 6 rano chora po ciemku w temperaturze bliskiej zeru i strugach deszczu musiałam jechać motocyklem na zdjęcia pod wulkan Teide. Efekt? Woda w butach i gorączka. [śmiech] No, ale jak to mówią wariatów, nie sieją... sami się rodzą! I, pomimo że podczas tego wyjazdu ani razu nie włożyłam bikini, a na plaży spędziłam zaledwie 2 godziny przed odlotem to, cieszyłam się z każdej chwili spędzonej na Teneryfie. Wyspa ta jest tak różnorodna. Północ jest zielona niczym nasze Bieszczady tylko z egzotyczną roślinnością, a słoneczne południe przypomina marsa oraz księżyc. Jeśli dodać do tego wspaniałe, kręte bardzo kręte drogi to, czego chcieć więcej!
Weroniko, wiemy że bardzo często podróżujesz sama. Wiele młodych, początkujących motocyklistek chce wiedzieć jak sobie radzisz z dniem codziennym i nocą? Ze zmiennością pogody czy serwisem motocykla?
-Przede wszystkim powinny wiedzieć, że wszystkiego nie da się zaplanować, a także zabrać [śmiech]. Warto jest wcześniej poczytać trochę o miejscu, do którego się wybieramy. Dowiedzieć się co nieco o kulturze, obyczajach tam panujących, ale też nienależny się zbytni stresować. Ludzie na całym świecie są serdeczni, jeśli tylko szanuje się ich kraj oraz odnosi się do nich z uśmiechem. Nie należy też zapominać, że żyjemy w XXI wieku i gdzieżbyśmy się nie znaleźli na świecie tam zawsze, znajdziemy w odległości kilkuset kilometrów sklep czy targ, na którym będziemy mogli zaopatrzyć się w najpotrzebniejsze rzeczy. Dlatego, jeśli ktoś się waha... czeka na idealny moment... to niech przestanie, bo on nigdy nie nastąpi, zawsze będzie coś!! Czasem trzeba podjąć męską decyzję, odpalić motocykl i ruszyć przed siebie z tym, co się ma ni mniej, ni więcej.
A jak z przygotowaniem się do np 30sto czy 80cio- dniowej wyprawy? Co zabierasz ze sobą i czy zawsze śpisz w ciepłym łóżku?
-Dla mnie nie ma znaczenia czy jadę na 7, 48 czy 80 dni. Zawsze staram się maksymalnie przygotować do wyjazdu. Dowiedzieć się, co może mnie spotkać w danym regionie świata. Z drugiej strony lubię też się dać zaskoczyć, bo czy to nie o to chodzi, że podczas wypraw motocyklowych każdy dzień jest inny... że każdy dzień jest wyjątkowy niczym pudełko czekoladek... nigdy nie wiem na, co trafimy! [śmiech]
Zawsze podróżuje na dosyć niskim budżecie, gdy mogę zabieram ze sobą namiot i śpiwór. Jednak, gdy w bagażu nie ma miejsca na kempingowe rzeczy wtedy nocuje w hostelach oraz korzystam z couchsurfingu. Co ma swoje ogromne plusy, bo codziennie spotykam nowych ludzi. Od pozytywnie zakręconych podróżników po wspaniałych, gościnnych lokalnych gospodarzy, którzy pokazują mi miejsca, których nie znalazłabym w przewodniku. Ale się rozmarzyłam... chyba czas pomyśleć o kolejnej wyprawie!! [śmiech]
Rozm. Monika Jastrzębska
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.