Życie młodych rodziców nabiera zupełnie innego wymiaru. O ile zmiany wynikające z samego rodzicielstwa wymagają nazwijmy to lekkiego przeorganizowania, trudniej jest rozwiązać niektóre problemy, natury logistycznej.
Oczywiście, każdy problem można rozwiązać. Podobno. Ale co zrobić z tym fantem? Najprościej jest stwierdzić, że czas zacząć jeździć oddzielnie, na zmianę, bądź samochodem… Ale kiedy przychodzą np. wakacje, których nie wyobrażamy sobie spędzić inaczej niż w siodle, dylematy powracają.
Osobom, które nie są jeszcze rodzicami i zastanawiają się, co to za dylemat - zostawić dziadkom na czas urlopu, odpowiem, że rodzice i dziecko to najbardziej toksyczny związek świata. Tu nie ma kompromisów. Wybór wspólne wakacje, czy wakacje na motocyklach, zazwyczaj kończy się stwierdzeniem- może za rok. W ogóle co to za wybór?
Osobiście słyszałam już o wielu pomysłach na rozwiązanie tej sytuacji. Od wożenia małych dzieci w chuście (prawdopodobnie ktoś miał dobry plan, bo dziecko nie ma możliwości wypaść, również w momencie wypadku, co jest już dość przerażającą wizją), przez wożenie dziecka między rodzicami (opcja w przypadku, gdy jedno z rodziców decyduje się na siedzenie z tyłu), po standardowy plan zakupu motocykla z koszem.
Słowo klucz: ryzyko. Kiedy stajemy się rodzicami zaczyna ono brzmieć zupełnie inaczej. Bo co innego przewieźć dziecko na motocyklu, a jeździć z nim bezpiecznie. O ile każdy dorosły motocyklista zdaje sobie sprawę z ryzyka jazdy jednośladem, nikt nie chciałby narażać dziecka.
Niestety ustawodawstwo w tej kwestii nie wskaże nam rozwiązania. Poniżej 40 km/h jeżeli dziecko ma mniej niż siedem lat… Powodzenia. Aha! Również na autostradzie, jeżeli ktoś przy takich „możliwościach” zdecyduje się nią jechać… Jeżeli dziecko jest starsze można zaszaleć i sunąć „90-tką”. Teraz pytanie, czy taka jazda na polskich drogach jest na pewno bezpieczna? Jeżeli ktoś na nas nie najedzie, nie strąci z naszego pasa, bądź nie ogłuchniemy od dźwięku klaksonów, może gdzieś dojedziemy. Ale nie jest to rozwiązanie na dłuższą metę? Są jeszcze foteliki motocyklowe. Wciąż dość drogie, ale jest to jakieś rozwiązanie. Trochę przypominają te na rower, są solidnie mocowane do motocykla i zapobiegają się zsunięciu dziecka z jednośladu.
My jesteśmy ciekawe, jakie macie realne doświadczenia z rodzinnej jazdy motocyklem. Czy warto ryzykować, macie jakieś sprawdzone patenty, a może odradzacie jakieś rozwiązania? Póki co u nas po staremu… Aktualnie tylko mama jeździ motocyklem ;) Ratujcie!