Oceń ten artykuł
(1 Głos)
piątek, 31 marzec 2017 19:02

Marysia Przybyłek faceci pod żużlową taśmą nie są jej straszni!

Marysia w żużlu jest zakochana od młodzieńczych lat, mimo że świat „czarnego sportu” dla kobiet nie jest łaskawy, ona postanowiła iść pod prąd. Swoją pasje realizuje u boku kolegów z leszczyńskiego klubu. Ściga się amatorsko, ale z zacięciem godnym zawodowcom.

 

Skąd Twoja pasja do żużla?
-Żużlem interesuję się od kołyski, od samej maleńkości byłam brana na zawody. Nikt do tego nie musiał mnie zmuszać, a nawet kłóciłam się zaciekle, kiedy nie chcieli mnie zabierać (śmiech). Pasja do żużla została we mnie zaszczepiona przez mojego ojca, on miał bezpośredni kontakt w swojej młodości z Alfredem Smoczykiem. Kiedy miałam 12 lat już sama się organizowałam, jeździłam na mecze autobusem.

Pasja, zainteresowanie... ok. Ale od marzeń do ich realizacji długa droga. Jak to było?
- I chyba właśnie dlatego tak późno zaczęłam. Wiadomo, żeby jeździć potrzebne są fundusze. W moim przypadku pojawił się jeszcze jeden problem. Wszystkie rzeczy były dla mnie za duże, za szerokie, wszystko w męskich rozmiarówkach. No i motocykl. Powiedziałam mężowi, że choćby spod ziemi, miałabym go wykopać, muszę go mieć! Chodziłam wtedy do szkoły pomaturalnej i mieliśmy układ. Za każdą piątkę dostaje pięć złotych do funduszu na motor, za czwórkę „czwórkę”, za szóstki miało być coś ekstra. Tak się zawzięłam, że po dwóch latach miałam swój wymarzony motocykl. No chyba nie miał wyjścia (śmiech).

Jeśli kosztowało Cię to tak wiele zaangażowania, to na pewno pamiętasz swój raz wsiadłaś na motocykl żużlowy? 
-Pamiętam! Długo nie mogliśmy znaleźć motocykla. Kiedy w końcu pojechaliśmy do znajomych u których stały 2 motory, odpalili je to ja aż się cała trzęsłam z wrażenia! Kupiliśmy. Wróciliśmy do domu, a wsiadłam dopiero na stadionie. Na pierwszym treningu, kiedy zobaczyłam miny chłopaków....tylko mi powiedzieli: „bo babom trzeba wszystko dwa razy powtarzac” i tyle. Zakodowałam więc sobie w głowie: „ja wam pokaże” i nie przewrócę się! O nie! Miałam doświadczenie z jazdy motocyklem sportowym, choć to oczywiście zupełnie coś innego. Ależ było ździwienie, kiedy okazało się, ze dałam radę! Nie bolały mnie ręce, nie marudziłam i się nie przewracałam na co bardzo liczyli (śmiech) Tak… oni myśleli, że przyjdzie księżniczka, wyjedzie, przewróci się i da sobie spokój. A ja wracałam wciąż na treningi, na kolejny i na kolejny. Minął pierwszy sezon i na wiosnę znowu zwróciłam na stadion. Śmieli się: ten mąż Cię wypycha i wypycha na ten tor, a Ty wiąż nie chcesz się przewrócić! Dowcipnisie…

Masz trenera, kogoś kto Cię prowadzi? Jak to wygląda?
- Od końca poprzedniego sezonu moim trenerem jest Zbyszek Krakowski, znany leszczyński zawodnik. Na początku nikt mi nic nie podpowiadał, wszystkiego nauczyłam się sama. Teraz po kilku treningach z trenerem widać już efekty naszej współpracy. Mam nadzieję, że z biegiem czasu będzie coraz lepiej. Kończy się sezon zimowy, który trzeba było przepracować na sali, tam trenerem jest Tomek Frąckowiak który trenuje też czołowych polskich żużlowców.

Nie zniechęca Cię to, że kobieta w żużlu za wiele osiągnąć nie może? Okej możesz trenować, nawet zrobić licencje, ale gorzej ze startami. Wiemy jak jest....
-Póki co jest to moje hobby i zabawa. Wielką frajdę sprawia mi to ze objadę jakiegoś chłopaka, a ten się później wścieka bo objechała go baba (śmiech).Taka prawda! Albo defekt udają, ale coś innego im na drodze stanęło, tak to z nimi jest! Co życie przyniesie? Nie wiem. Nic nie planuję, w każdej chwili mogę podejść do licencji, a co do startów w profesjonalnych zawodach, nie ma się do przodu martwić. Po drugie to jeżeli mężczyźni widzieliby poważne podejście do sprawy, to pewnie by się dla dziewczyny miejsce znalazło. W zeszłym roku miałam czeską licencje, ale z niej nie skorzystałam, czekali tam na mnie, są jak najbardziej za tym, żeby płeć piękna jeździła.

Co daje Ci jazda na żużlu. Czemu ta dysycplina jest dla Ciebie wyjątkowa?
-Żużel to moje hobby, pasja. jazda bez hamulców. Jest tez presja bo wiadomo, przyjedzie kobieta, zastanawiają się jak ona będzie jeździć? Trzeba mieć twardy charakter, żeby to wszystko znieść, a jeszcze stanąć pod taśmą z mężczyznami, którzy myślą tylko żebym ich nie objechała. Serio, trzeba mieć żelazne nerwy. Jeden fałszywy ruch, ułamek sekundy i wypadek. Pod taśmą czuje się niesamowitą adrenalinę, trzeba to przeżyć, żeby zrozumieć. Jazda daje wiele satysfakcji, szczególnie jak coś zrobi się poprawnie, kiedy trener chwali. Jedni wolą piłkę, a ja żużel. Nie będę nikogo przekonywać, że jest lepszy, to trzeba czuć. Ten zapach spalonego oleju…to jest to, bez czego nie da się żyć. Mimo potarganych, powyrywanych włosów ,połamanych paznokci, wielu wyrzeczeń to jest to czego bym nie zamieniła na nic innego.

Marzenia?
-Marzenia zawsze są. Trzeba wierzyć, że się spełnią .Trzeba też wiedzieć, że do realizacji marzeń wiedzie ciężka praca ,pot, ból a czasem i łzy. Ale warto.

Rozm. Żaneta Lipinska-Patalon
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Z Marysią Przybyłek i jej motocyklem
spotkacie się na Poznań Motor Show 2017
Hala 8A, stanowisko 5B
Kobieca Strefa Motocyklowa Speed Ladies

Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies . Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych (RODO). Więcej o samym RODO dowiesz się tutaj.