Oceń ten artykuł
(2 głosów)
niedziela, 13 lipiec 2025 15:34

Kiedy pasja łączy, a płeć nie ma znaczenia

Świat motocykli to miejsce, gdzie ryk silnika, zapach spalonej gumy i wolność na dwóch kółkach budzą emocje, które trudno opisać. To przestrzeń, w której każdy powinien czuć się u siebie – niezależnie od płci, doświadczenia czy wiedzy. A jednak kobiety w tej branży wciąż napotykają przeszkody, które mężczyzn omijają. Muszą udowadniać, że jeżdżą, a nie tylko pozują przy motocyklach. Że mają wiedzę, umiejętności, że ich pasja jest „prawdziwa”. To niesprawiedliwe, że kobieta na motocyklu jest najpierw oceniana przez pryzmat wyglądu, a dopiero potem przez to, jak prowadzi maszynę. Dlaczego w środowisku, które powinno być zjednoczone wspólną miłością do dwóch kółek, wciąż pojawiają się podziały? 

Mężczyźni w świecie motocykli mają łatwiej. Mogą nie znać się na mechanice, jeździć przeciętnie, a ich pasja i tak nie jest kwestionowana. Mogą opowiadać o motocyklach bez konieczności recytowania specyfikacji technicznej silnika. Kobiety? Od nich wymaga się często niemal encyklopedycznej wiedzy i umiejętności godnych toru wyścigowego. Publikują zdjęcia w mediach społecznościowych? Od razu słyszą, że „tylko się pokazują”. Ale przecież nie każdy motocyklista – niezależnie od płci – musi być mechanikiem, inżynierem czy mistrzem zakrętów. Dlaczego więc kobiety muszą ciągle coś udowadniać? Czas znormalizować fakt, że ktoś może coś umieć, a coś innego nie. Płeć nie powinna mieć tu żadnego znaczenia. Motocyklowe środowisko powinno się wspierać, a nie dzielić na „prawdziwych” i „pozujących”. 

Piszę to z własnej perspektywy – kobiety, która jeździ, ale nie rozkłada silnika na części pierwsze. Nie znam się na podzespołach, nie analizuję pracy zawieszenia. Dla mnie motocykl albo „jedzie fajnie”, albo „nie fajnie”. I to nie dlatego, że jestem kobietą, tylko dlatego, że na co dzień zajmuję się innymi, dla mnie przyjemniejszymi, rzeczami. Mechanikę zostawiam mechanikom, a jazda jest dla mnie czystą przyjemnością, odskocznią od codzienności. Nie schodzę na kolano, choć niejedno torowanie za mną. Przyznaję, że i tak mam łatwiej niż niektóre moje koleżanki – nie mam fenomenalnej figury ani urody miss świata, więc rzadziej oskarżają mnie o to, że nie umiem jeździć, a tylko „pozuję”. One, piękne i utalentowane, muszą znosić podwójną dawkę stereotypów. I wiecie co? To jest w porządku, że nie muszę być ekspertką od wszystkiego, by cieszyć się pasją. Nikt nie powinien. 

Mam brata, który też jest motocyklistą. Gdy wchodzimy razem do sklepu, ludzie automatycznie zakładają, że jestem jego plecaczkiem. Na zewnątrz stoją jednak dwie maszyny. Ja jeżdżę litrem, on śmiga na 400cc. I co? Bardzo często ludzie także zakładają, że to ja jeżdżę mniejszym motocyklem, a on większym. To idealnie pokazuje, jak bardzo płeć nie ma znaczenia przy wyborze maszyny – a jednak stereotypy wciąż trzymają się mocno. Ludzie widzą kobietę i automatycznie przypisują jej coś „lżejszego”, „łatwiejszego”. A przecież pasja do motocykli nie zna takich kategorii. Każdy jeździ tym, co mu pasuje, co sprawia frajdę. I to jest piękne. 

A co z kobietami, które naprawdę dają radę? Te, które składają się w zakrętach, kładą kolano na asfalcie i jadą z precyzją, która budzi szacunek? One istnieją, są niesamowite, ale często pozostają w cieniu. Dlaczego? Bo po prostu jeżdżą. Nie zawsze mają czas, ochotę czy potrzebę robienia zdjęć na każdym zakręcie. A w dzisiejszym świecie, gdzie media społecznościowe dyktują reguły, brak fotki na kolanie równa się brakowi dowodu. To absurdalne, że umiejętności kobiet są kwestionowane, dopóki nie pokażą idealnego ujęcia. A jak już ono jest - to podziwiamy je, ale mało o nich mówimy.  

 

Krytykowanie innych dla własnej satysfakcji to droga donikąd. Zamiast wytykać komuś niedoskonałości, można zaproponować wsparcie – na przykład szkolenie, które pomoże poprawić technikę jazdy. Zamiast mówić: „Ale tragiczna pozycja na motocyklu”, powiedzmy: „Hej, wydaje mi się, że mógłbyś popracować nad swoją pozycją, znam fajne szkolenie torowe, może spróbujesz?”. Ta różnica w podejściu ma ogromne znaczenie – nie tylko dla osoby, która słyszy te słowa, ale dla całej społeczności. Krytyka bez konstruktywnego wsparcia podcina skrzydła i buduje mur między ludźmi. Natomiast szczera, życzliwa sugestia może zainspirować, dodać pewności siebie i zmotywować do rozwoju. Komunikacja w motocyklowym świecie powinna opierać się na empatii (... i mówi Wam to osoba, która nie należy do silnej reprezentacji empatów!) – każdy z nas był kiedyś początkującym, każdy miał momenty niepewności na drodze czy torze. Zamiast oceniać, spróbujmy zrozumieć perspektywę drugiej strony. Budujmy mosty, a nie mury. 

Intencje mają kluczowe znaczenie. Zanim coś powiemy czy napiszemy, zatrzymajmy się na chwilę. Po co to robimy? Czy chcemy kogoś zmotywować, czy tylko poczuć się lepiej, wskazując czyjeś błędy? W mediach społecznościowych, gdzie komentarze są na wyciągnięcie ręki, łatwo o impulsywne, złośliwe uwagi. Ale każdy taki komentarz to stracona szansa na coś dobrego – na wsparcie, inspirację, budowanie społeczności. Pomyślmy z różnych perspektyw: może ktoś, kogo krytykujemy, dopiero zaczyna? Może ma za sobą trudny dzień? A może po prostu jeździ dla frajdy, a nie po to, by zdobywać medale? W motocyklowym świecie jest miejsce dla wszystkich – tych, którzy kładą kolano, i tych, którzy cieszą się spokojną przejażdżką. Ważne, byśmy szanowali siebie nawzajem. 

Pasje nie mają płci. Nie ma nic piękniejszego niż to, że motocykle łączą ludzi – niezależnie od tego, czy jeżdżą litrem, czy 125-tką, czy znają się na mechanice, czy po prostu cieszą się wiatrem we włosach. Dlatego apeluję: bądźmy w porządku. Po co komu cokolwiek udowadniać? Niech każdy jeździ, jak chce – wolno, szybko, na kolanie czy prosto jak po sznurku. Niech pokazuje się w sieci, jak lubi – z filtrem czy bez. Zamiast hejtu, wspierajmy się nawzajem. Motocykle to pasja, która łączy, a nie rywalizacja o to, kto wie więcej albo jeździ lepiej. Żyjmy tą miłością do dwóch kółek po swojemu, zgodnie z własnym „ja”. Bo w tym cały urok. Bądźmy w porządku – dla siebie, dla innych, dla tej pięknej pasji. 

To pisałam ja, Ruda – śmigająca na Suzuki GSX-S1000GT, Marketing Manager w Dobrych Sklepach Motocyklowych. Współpracuję z masą motocyklistów, ambasadorów, influencerów, mediów i szkoleniowców, więc świat motocykli znam z wielu stron – i wielu perspektyw. Sama też kiedyś zaczynałam, od Hondy NSR 125 (wtedy jeszcze nie posiadając kat. A), i wiem, jak to jest stawiać pierwsze kroki w tej pasji. Dlatego tym bardziej zależy mi, byśmy budowali społeczność, w której każdy czuje się jak u siebie. I w tym tekście proszę: Spróbujmy robić to razem - i to lepiej, niż dotychczas. 

MARTYNA "RUDA" DYMEK
Dobre Sklepy Motocyklowe

Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies . Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych (RODO). Więcej o samym RODO dowiesz się tutaj.