- Jazda na motocyklu jest moim motorem do działania, daje wiele pozytywnej energii i pomaga mi w walce z chorobą. Nie wyobrażam sobie życia bez motocykla. Każdą wolną chwilę staram się poświęcać na jazdę dla przyjemności, a także na doskonalenie swoich umiejętności- mówi Agnieszka Zagórska. -Motoryzacja pociągała mnie od dziecka. Zawsze lubiłam coś rozkręcić, przewiercić, skręcić, przypiłować... Najpierw interesowały mnie samochody, rajdy samochodowe, później pojawiła się chęć poczucia wiatru we włosach. Najpierw trochę z dystansem, niepewnie podchodziłam do motocykli. Ponadto mam poważne problemy zdrowotne, a w związku z tym i lekarze, którzy trochę kręcą głową słysząc o jeździe na motocyklu. Myślałam, że nie poradzę sobie. Zaproponowałam mężowi zakup motocykla, a ja jeździłam jako plecak. Wystarczył jeden sezon i ciągle mnie męczyła myśl, że muszę spróbować sama, że dam radę. Pojawiły się jakieś próby krótkich przejażdżek na wypożyczonych motocyklach... zaliczyłam kilka parkingówek, ale wnioski z popełnionych błędów wyciągnęłam. „Ciśnienie” na posiadanie własnych dwóch kółek narastało i w końcu pojawiła się wychuchana pierwsza Yamaha Virago 535. Była w moim posiadaniu jakieś 2 sezony i poczułam, że potrzebuję czegoś bardziej „agresywnego” :) Przejęłam po mężu Yamahę FZ6 i została ze mną na dłużej. Kilka podróży po Europie, trochę wyjazdów na tor. Po blisko dziesięciu latach jazdy już bardziej wiem czego chcę, łatwiej mi określić swoje potrzeby i od dwóch lat pomykam na Ducati Monster 696.
Zakup Ducati powiązany jest z wielką przygodą. Po poszukiwaniach i obejrzeniu kilku egzemplarzy podobno „bezwypadkowych” sprzętów, zaczęłam przeglądać włoskie strony internetowe. Tam natrafiłam na Monstera. Hmmm...pomyślałam, że fajnie byłoby się dostać do Włoch, a z powrotem wrócić samodzielnie na dwóch kołach...i tak też się stało. Póki co służy bezawaryjnie.
Motocyklistka w pewnym momencie stwierdziła, że otworzy miejsce, które będzie przyjazne pasjonatom dwóch kółek. Wszystko zaczęło się niewinnie, ale skończyło się pełnowymiarowo. - Pomysł z wejściem w rynek gastronomiczny pojawił się trochę przypadkiem. Zaczęło się od żartów na ten temat podczas spotkań ze znajomymi. Jednak w pewnym momencie zaczęłam te żarty analizować i stwierdziłam – a co mi szkodzi spróbować. Pierwsza myśl o stworzeniu własnego biznesu kręciła się wokół motoryzacji, ze względu na moje dotychczasowe doświadczenie zawodowe (praca w salonach samochodowych) oraz pasję. Natomiast po wnikliwej analizie rynku stwierdziłam, że branża motoryzacyjna jest dość wypełniona i bezpieczniej będzie wejść w zupełnie mi obcą gastronomię. Tak też się stało i aby mieć choć trochę tego, co lubię zrobiłam wystrój z klimatem motoryzacyjnym.
Ale nie zakończyło się tylko na motoryzacyjnym wystroju. Agnieszka jest w barze praktycznie codziennie i nie jest zwykłą szefową, nadzorującą tylko pracę. Rozmawia z gośćmi, poznaje ich historię i proponuje niecodzienne promocje. Mandatów wam nie życzymy, ale jak się zdarzy zapraszamy do „Leo Speed Food”.
-Odwiedza nas dużo motocyklistów, a także rowerzystów. Szczególnie w sezonie letnim, kiedy dysponujemy ogródkiem oraz dużym parkingiem. Praca pochłania mnie bardzo, czasami nawet za bardzo, ale rekompensuje to fakt poznawania nowych ludzi, ich historii, a nawet codziennych spraw. Często rozmowy trwają do późna w nocy, nawet po teoretycznym zamknięciu lokalu. Często mam wrażenie, że jesteśmy tu jak w rodzinie. Jestem w barze codziennie, niestety nie zawsze na motocyklu ;) Dla zmotoryzowanych mamy specjalne promocje. W dniu kiedy dostaniesz mandat za przekroczenie prędkości możesz zjeść za free. Na co dzień oczywiście motocykliści mają u nas zniżkę.