Oceń ten artykuł
(1 Głos)
niedziela, 14 czerwiec 2015 12:39

Into the Dust 2015: samotnie przejchała Maroko [PATRONAT]

O motocyklowej wyprawie do Maroko, marzeniach, obawach i ich konfronacji z marokańską rzeczywistością
rozmawiamy z 
Martą Kondracką
która samotie przejechała Maroko 

To była Twoja pierwsza wyprawa na motocyklu. I od razu kierunek Maroko?! Skąd taki pomysł?
-Właściwie wszystko, czym się interesuję sprowadza się do podróżowania. Nauka języków, wyjazdy na szkolenia zagraniczne, Erasmus - wszystko to miało głownie na celu, aby wyjechać i poznawać to co nowe. Tak też było i jest w przypadku pasji motocyklowej. Możliwości finansowe a przede wszystkim umiejętności w tamtym momencie pozwoliły mi na zakup małego motocykla, ale już kilka dni po miejskich jazdach wiedziałam, ze to mi nie wystarczy. Wybór Maroka był prosty. To najbliżej położony w Europie kraj o zupełnie innej kulturze i mentalności. I tego szukam w sowich podróżach. Ponadto byłam już Maroko i miałam pojęcie, czego mogę się spodziewać. Podróż motocyklowa siedziała mi w głowie od roku a Maroko było ciekawą alternatywą. Zależało mi także na przełamaniu stereotypów i pokazaniu, że Maroko to nie tylko muzułmański kraj tylko super gościnne i ciepłe miejsce. A ludzie są Tobą rzeczywiście zainteresowani. Po powrocie do Europy chyba właśnie tego zainteresowania i długich rozmów z nowo poznanymi ludźmi najbardziej mi brakowało. Relacje międzyludzkie są tu jednak bardziej chłodne.

Wciąż marzy mi się wyprawa w wielkim stylu i życie w podróży motocyklowej. Maroko było moim treningiem czy rzeczywiście tego pragnę. I myślę, że to był świetny wybór. Ten kraj oferuje  przebogate krajobrazy, smaki, aromaty i kolory. Można tam znaleźć trochę wolności, ale nie jest to jednak totalne bezludzie. Może Sahara Zachodnia sprawia takie wrażenie, ale jednak co jakiś czas pojawiają się na drodze beduini, którzy nie wiadomo skąd przybywają, dosłownie jakby wyłaniali się z hamady -kamienistej pustyni Sahary.

Tak, więc ze względu na to zróżnicowanie klimatu i kultury była to podróż odkrywcza i dla mnie osobiście była głębokim przeżyciem. Dzięki niej nabrałam jeszcze więcej pewności siebie i wiem, czego oczekuję od motocykla - ma mnie zawieść na koniec świata przez wąskie drogi, szutry i małe wioseczki oddalone do zgiełku dużych miast. To wręcz takie romantyczne wyobrażenie, ale taką mam w głowie wizję.

To kraj muzułmański, wyzwolone kobiety raczej są egzotyką… nie zawsze są przyjmowane entuzjastycznie. Miałaś takie odczucia? A może to tylko mity?
-
Zacznijmy od tego, że dziewczyna w jasnych włosach na motocyklu to dla wielu marokańskich mężczyzn coś zupełnie obcego. Wielokrotnie czułam jak naruszam ich męską przestrzeń w kawiarniach w których kto nigdy nie spotkałam żadnej

kobiety. Ewidentnie strefa publiczna należy do mężczyzn. Widziałam w ich oczach różne reakcje – szok, zdziwienie, aprobatę, zainteresowanie. Nigdy nie zostałam potraktowana źle, czasami trochę obojętnie tak jakby chcieli mi dać do zrozumienia, że to nie miejsce dla mnie. Czasami też ktoś płacił za mój rachunek bez mojej wiedzy albo zapraszał na przekąskę. Poznałam wiele osób, które były naprawdę zainteresowane moją podróżą i potrafiliśmy przegadać kilka godzin. Nigdy nie spotkałam się z oceną. Tylko pytaniem gdzie moi znajomi? Ale jak to podróżujesz sama?  A zaraz po tym czy się nie boję, bo to niebezpieczne. Nie miałam ani jednego niebezpiecznego momentu. Byłam zawsze mile i dobrze traktowana. Nawet w najprostszych barach gdzie muchy zjadały Cię żywcem starano się mnie obsłużyć w bardzo dobry sposób. Dla mnie więc to tylko mit bo jednak to jak będziemy przyjęte zależy też od naszego nastawienia. Jeśli nie mamy szacunku do innej kultury i patrzymy na ludzi z góry to w jaki sposób mielibyśmy zostać odebrani entuzjastycznie. W Maroko jednak należy pamiętać o tej cienkiej granicy w kontaktach z mężczyznami. Myślę, że trochę dystansu nie zaszkodzi ponieważ dla nich każdy gest ma znaczenie. Wielokrotnie zastanawiałam się czemu Ci wszyscy faceci proszą mnie o numer telefonu skoro nawet nie znamy wspólnego języka? Widocznie było to dla nich jakieś trofeum – numer od zagranicznej kobiety.

Podróże to Twoja pasja, ale  podobno do tego by wsiąść na motocykl zainspirowała Cię historia Weroniki Kwapisz?
-Weronika nie tylko zainspirowała mnie, żeby wsiąść na motocykl i pojechać w podróż, ale aby zrobić to na 125. Już wcześniej czytałam historię ludzi, którzy podróżowali na YBR, ale jednak Weronika była pierwszą Polką, która wyruszyła w Europę na tak małym pojemnościowo sprzęcie. Ponadto pół roku przed wyruszeniem w podróż napisałam do Weroniki maila pytając czy cos takiego w ogóle ma sens, czy to jest realne marzenie? Bo w mojej głowie była to wówczas czysta abstrakcja. Dlatego też jestem jej ogromnie wdzięczna za inspiracje i rozwianie moich wątpliwości!

I podobnie wybrałaś mały motocykl 125 pojemności. Czy tak podróżując można więcej zobaczyć, poczuć?
-Po pierwsze te motocykle są proste, więc cokolwiek się stanie znajdziemy pomoc w prostym warsztacie w każdej wiosce. Po drugie jest tani, ekonomiczny i lekki! Byłam w stanie go podnosić na pustyni z pełnym bakiem benzyny i bagażami – dla samotnie jeżdżących kobiet uważam to za istotne. A po trzecie świetny do nauki! Jeśli nie mamy pewności czy motocykle są dla nas taki zakup to dobre rozwiązanie. A mała pojemność daje nam całkiem duży margines błędu. Odkręcając manetkę z pewnością nie wskoczymy na tylnie koło ;) Ponadto jestem miło zaskoczona wytrzymałością mojego motocykla bo miał on za sobą także górski off roadowy i to z pełnym załadowaniem. Znajomy, który towarzyszył mi na Suzuki DR 600 też był zdziwiony jak ładnie technicznie zmagamy się z kamienistymi wąwozami rzek, przejazdami przez strumyki i górskie przełęcze. Pewnie nikt by w to nie uwierzył, ale na szczęście mamy z tej zabawy nagrania wideo.

Podróże to ludzie. Jak reagowali na Ciebie? Wiem, że spotkałaś się m.in. z przedstawicielką kobiecego klubu motocyklowego, a co niektórzy przyjmowali Cię pod swój dach.
-Generalnie ludzie reagowali na mnie z wielkim zainteresowaniem. Ich ciekawość nie była sztuczna, może z wyjątkiem naciągaczy podczas szukania noclegów, ale większość z nich żywo i z wielkim zaangażowaniem prowadziła rozmowę na temat mojej podróży po Maroko. Zastanawiało ich skąd ta samotna podróż i co mi się w Maroko podoba, czy jadłam już to i tamto i czy jeszcze wrócę do ich kraju, Przyznam, że są dumni ze swojej kultury i wielokrotnie wskazywali przykład Dubaju, jako miejsca bez wartości i kultury. Zupełnie jakby gardzili ich majątkiem.

Przyznam jednak, że zauważyłam znaczącą różnicę w sposobie odbioru. Kiedy byłam na motocyklu traktowano mnie z większym respektem. Natomiast, kiedy spacerowałam sama traktowano mnie bardziej jako obiekt, na który można się pogapić, czasami skomentować za plecami. To nie było zbyt komfortowe.

Spotkałam się z szefowa klubu motocyklowego Rogal Club Casablanca – to ona przyjechała do mnie w środku nocy, że zabrać mnie z campingu i zaprosić do swojego mieszkania. To było unikalne spotkanie, bo ja nic po francusku a ona po angielsku. Natomiast jakoś się dogadałyśmy. Choć jadąc za jej samochodem w środku nocy miałam kilka wątpliwości. Jak się później okazało całkiem niepotrzebnie bo dostałam swój pokój, pyszne jedzono i towarzystwo jej dwóch małych synów, którzy mówili po angielsku. Dzięki jej pomocy udało mi się wymienić oponę i odpocząć po pierwszym deszczowym tygodniu w podróży.

Rozm. Żaneta Lipińska-Patalon

Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies . Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych (RODO). Więcej o samym RODO dowiesz się tutaj.