Już w najbliższy weekend na niemieckim torze Oschersleben zakończy się sezon 2018 Wyścigowych Motocyklowych Mistrzostw Polski i Alpe Adria, czyli mistrzostw Europy. Niestety na torze nie będziemy obserwować żadnej Polki. Oczywiście w historii polskiego motocyklizmu Panie się przewijały: Monika Marin, pierwsza zawodniczka w WMMP, Natalia Florek, czy w końcu Monika Jaworska, która nie tylko świetnie jeździła w Polsce, ale i zdobyła Puchar Kobiet Włoch. W momencie kiedy mistrzostwo świata w klasie World Supersport 300 trafia w ręce kobiety, przychodzi refleksja. Drobna Hiszpanka pokazała, że się da, otworzyła nowy rozdział w historii wyścigów motocyklowych. I niech Ana będzie punktem wyjścia do dalszej części moich rozważań. Dlaczego?
Ride like a Girl
W sezonie w którym nie ściga się żadna kobieta w Polsce, pojawiła się nowa dyscyplina: pit bike. Mini motocykle, w Polsce robią rewolucję już od trzech lat, ale dopiero teraz zostały zatwierdzone przez Polski Związek Motorowy, jako dyscyplina. To dało nam efekt w postacie pierwszego Pucharu Polski Pit Bike SM. A dlaczego o tym pisze? Bo w zakończonym w minioną niedzielę sezonie, wystartowało 13 zawodniczek, które ścigały się łokieć w łokieć i pokazały rewelacyjną formę pań w wyścigach. Na nieco mniejszych, ale czy gorszych motocyklach? Właśnie 30 września, kiedy to w WSBK triumfowała nasza hiszpańska koleżanka, w Toruniu na Awix Racing Arenie zawodniczki pit bike walczyły o ugruntowanie swoich pozycji w wielkim finale pit bike.
O Anie nie bez powodu napisałam “nasza koleżanka”. Nie śmiałbym się tak spoufalać z mistrzynią świata, gdyby nie fakt, że miałyśmy okazję się poznać osobiście. Było to u progu tego sezonu, w rodzinnych stronach naszej mistrzyni. Jak się przygotowywała do drogi po swój sukces? Na pit bike! Ana systematycznie trenuje w swojej szkółce KSB- centro de pilotage, bo to jedyna droga do doskonałości. Najpierw musimy ciężko pracować i szkolić technikę, by potem móc wygrywać na torze. W Polsce nie ma takich tradycji. Dopiero zaczynamy przechodzić tę drogę. Lepiej późno niż wcale, prawda? Pit bike mają tę jedną wdzięczną cechę: dużo wybaczają. Dlatego, że są niskie i nie osiągają takich prędkości, jak motocykle, upadki z nich nie bolą jak na dużych motocyklach. I tu zaczyna się zabawa. Wyłącza się strach. Zaczyna się jazda do granic umiejętności. Granice szybko się przesuwają, a efekty przenoszą się na wyniki. Proste, prawda? No dobrze, ale sam pit bike to najmniejszy problem. Wystarczy go kupić, a nie jest to drogi sprzęt. Za 5-7 tysięcy macie swój własny treningowy pocisk. I co Hiszpania? Niekoniecznie, chodź pewnie pojedziemy tam jeszcze nie raz. Trenować można już w Polsce. Ba! Pieczę nad tym trzymają wyścigowe szychy tego kraju. Pod Toruniem trenować można z Markiem Szkopkiem, w Krakowie z Moniką Jaworską, w Katowicach z Kamilem Krzemieniem. Zaczyna się zima, więc powoli treningi wjeżdżają na kryte hale gokartowe.
Small thing, big idea
Czy zatem mniejsze jest gorsze? Jeżeli tak do sukcesu dochodzi mistrzyni świata to chyba macie odpowiedź. Ja póki co jestem dumna z dziewczyn w Pucharze Polski Pit Bike SM. Pięć rund wyłoniło najszybsze panie na pit bike, a rywalizacja była niezwykle zacięta. Pewnie też dzięki Monice Jaworskiej.
Popularna Katanka, mimo że nie ściga się już w wyścigach pokazała, że mały motocykl jest idealny do tego, by trenować, świetnie się bawić i podchodzić z wielkim szacunkiem do każdego rodzaju wyścigów. Monika także podniosła nieźle poprzeczkę, za co pozostałe zawodniczki, mimo że musiały ostro liderkę gonić, powinny jej dziękować. Poziom szedł do góry z rundy na rundę. Były to imponujące zmagania. Monika wygrała zmagania w klasie Pit Ladies, ale jeśli myślicie, że to zawodniczka która zagrzeje tu miejsce to się mylicie. Fotel liderki być może czeka na Ciebie, Monika w przyszłym sezonie postanowiła “pofiglować” z kolegami z toru i wystartuje w najmocniejszej stawce zawodów: Super Pit. Drugi stopień w generalce trafił do Sylwii Dzik. Popularna Dzikuska z Podkarpacia zrobiła w tym sezonie sporo kilometrów, by dotrzeć na każdą rundę. Wcześniej na swoim koncie nie miała żadnych startów, w pit bike się zakochała i pokazała, że to idealny pomysł na początek przygody ze światem motorsportowych zmagań. Brąz w tym sezonie trafia do kolejnej debiutantki. Dominika Orlik zadebiutowała na asfalcie. Kto by pomyślał że fanka błota, kurzu i terenu zakocha się w wyścigach płaskich? A jednak. Zawodniczka, która na swoim koncie ma już sezony w crossie, cross country czy enduro, wywalczyła podium na asfalcie i już szykuje się na nowy sezon.
Czy nasze Panie zobaczymy w wyścigach motocyklowych? Tego nie wiem. Może nie od razu, ale pewnie jest to dobry prognostyk. 21-letnia Ana Carasco zaczynała na placu w Kartagenie pewnie, jako kilkulatka. To szczęście ma nasze najmłodsze pokolenie, choćby 8 letnia Zuzia Lewandowska “Zwykła Dziewczynka”, która cyklicznie trenuje na placu w Lisewie pod okiem Marka Szkopka (za którego czasu notabene nie było pit bike, ani trenerów, a zawodnicy byli samoukami i do wszystkiego dochodzili sami). Zuzia na koniec sezonu jest czwarta w stawce z chłopakami ze swojej klasy. Z radości skakała w górę i wiem, że ten sukces będzie dla niej jeszcze większą mobilizacją do ciężkiej pracy.
Myślicie, że stawkach mistrzostw świata jest nieosiągalna? Bzdura. Wiecie kto jeździł w tym roku w tym samym cyklu co Ana? Daniel Blin. Torunianin za miesiąc kończy siedemnaście lat, a zaczął jeździć trzy lata temu. Gdzie? Na zawodach pit bike…
Żaneta Lipińska-Patalon
Na zdjęciu MX Otopit Toruń z Ana Carasco, podczas ferii zimowych 2018 w KSB Centro de pilotage
Fot. Juan Trujillo Segura