Oceń ten artykuł
(5 głosów)
fot. nadesłane fot. nadesłane
czwartek, 17 wrzesień 2015 20:28

Iwona Kubat, Warszawa

Iwona Kubat, Warszawa
Samochód: w sporcie Peugeot 205 1.9 Rallye, na co dzień Peugeot 205 Roland Garos

Twój samochód jest wyjątkowy, ponieważ…
-Bo jest taki jak ja – kobieta: twardy i bezkompromisowy; narowisty, ale pod właściwą (moją) ręką daje się pewnie prowadzić. Nie ma w sobie nic zbędnego – żadnych systemów, elektroniki, poduszek; nie kokietuje lśniącym lakierem ani milionem kontrolek. Jest prosty i bezpośredni. Zachwycą się nim i docenią tylko ci, którzy wiedzą, na co patrzą. Mnie skusił ascetyczną prostotą, kanciastością i sprzęgłem spiekowym, dzięki któremu mam teraz „żelazną łydkę” ;-)  Na pierwszy rzut oka to Peugeot 205 jakich jeszcze sporo, ale po głębszym poznaniu pokazuje swój zadziorny charakter nie pozostawiający żadnych wątpliwości, że ma w rodzinie rasowych sportowych przodków (rodem z lat 80-tych XX w rajdowej Grupie B, czyli Peugeota 205 T16). Hipnotyzuje głębokim niskim dźwiękiem wydobywającym się z wydechu – niczym silniki z turbo (a tu jest klasyczny wolny ssak – coś dla purystów).

Moje 205 1.9 Rallye to 24-latek, który dzięki mojej i męża pracy jeździ na starty na kołach, przejeżdża całe imprezy i wraca też na kołach.  To daje niesamowitą satysfakcję. Historycznie seria Rallye 1.9 była wyprodukowana w ilości około 1.000 egzemplarzy w latach 90-tych ubiegłego wieku na potrzeby niemieckiego Pucharu Peugeota. Puchar nie doszedł do skutku, a samochody zostały. W Polsce 205tek z serii Rallye 1.9 jest 5, ale jeżdżących tylko dwa, a w oryginale jeden – mój. To silnik benzynowy, na wtrysku, fabrycznie o mocy 102 KM. Pierwszy remont silnika robiliśmy samodzielnie w 2010 roku i gdyby nie moje chęci, aby dodać mu mocy, nic nie trzeba byłoby robić. Niestety, sport amatorski ma swoje (nadmierne) wymagania i musiałam podjąć decyzję o włożeniu czegoś z większymi płucami. W 2015 roku samodzielnie dokonaliśmy pewnych prac (głowica, tłoki, wydech) silnikowych, które wzmocniły serce mojego Peugeota. Niestety, pojemność 1.9 plasuje mnie w najmocniej na ogół obsadzanych klasach (IV), gdzie przychodzi mi ścigać się z Cliówkami, Hondami, BMW, a konie mechaniczne w tych samochodach zaczynają się od 170… a u mnie może jest 130…?
Mimo to nie zamieniłabym swojej 205tki na nic innego.

A jeśli go zmienisz to będzie to... Tak! Możesz pomarzyć.
-Jeśli mówimy o abstrakcji z powodów finansowych (jakie to przykre…) to bezapelacyjnie i bez zastanowienia kupiłabym Peugeota 205 T16 – nawet w wersji cywilnej, a najchętniej rajdowy egzemplarz po Arim Vatanenie. 

Pamiętasz jakąś wyjątkową sytuację z samochodem w roli głównej, którą zapamiętasz do końca życia?
-Brak hamulców, które postanowiły zastrajkować w trakcie imprezy (na szczęście w trakcie przejazdu treningowego i na szerokim fragmencie trasy w Białej Podlaskiej) – zablokowały się szczęki w bębnach i zagotował się płyn hamulcowy – ciekawe uczucie, kiedy chcesz dohamować przed zakrętem i…nie masz czym.

Pierwsze lądowanie „w zielonym” podczas tej samej imprezy. Dopiero poznawałam samochód i nie byłam przygotowana na to, co zrobi 205tka z dużo cięższym przodem niż tył, na skręconych kołach, z gazem i śliskiej nawierzchni… Wpadłam w wysoką trawę jak dzik w truflowisko, zryłam sporą powierzchnię, a wyjeżdżając na asfalt walnęłam przodem o coś twardego i przestały działać wentylatory – a upał był koszmarny. Nie dość na tym – miałam uchylone okna i całe zielsko z nasionkami wleciało mi do środka – czyściłam z miesiąc bo wyłaziło zewsząd. Wtedy też pierwszy raz spinaliśmy wentylatory „na krótko”, żeby w ogóle mieć chłodzenie – ale do Warszawy wróciliśmy na kołach ?
A trzecia sytuacja, która mam nadzieję nigdy więcej nie będzie moim udziałem, to wypadnięcie z trasy i spotkanie z drzewem. Było za szybko, lekki syf na lewym 90, pociągnęło mnie i nagle wyskoczyło  na mnie z boku drzewo… W efekcie pancerne felgi przyjęły na siebie większą część siły uderzenia, ale belka się zgięła (koledzy trochę wyprostowali i do Warszawy wróciliśmy na kołach ;-)) i bok mocno się pogiął. Kiedy mąż poszedł poinformować safety, że stoimy w niebezpiecznym miejscu, to ja miałam chwilę sam na sam z Peugeotem – było mi tak wobec niego głupio, że z powodu swojej głupoty pogięłam mu blachę, że naruszyłam ponad 20-letnią konstrukcję… popłakałam się wtedy w samotności i bardzo przepraszałam mój samochód za to, co mu zrobiłam… Okropne uczucie bo to tak, jakby własne dziecko rozwalić na drzewie. Oby nigdy więcej takich doświadczeń!

Ale są i te radosne – każda impreza pojechana na kołach, zaliczona (często z pucharkiem) i powrót na kołach bez usterek – w przypadku 24-latka to jest sukces. Wiedzą o tym właściciele takich samochodów. A jaka satysfakcja, że rywalizujesz z nowoczesnymi samochodami i dajesz radę.

Kiedy poczułaś, że zapach benzyny to właśnie to?
-Najpierw jako dziecko – kiedy wraz z dziadkiem przesiadywałam w garażu. Potem miałam chwilę zwątpienia, kiedy przyszło mi się poznawać ze Skodą 105 (kto jeździł, ten zrozumie…). A na poważnie to po pierwszym starcie w KJS-sie – nazywał się (nomen omen) Rajd Lejdis. Startowałam całkiem nierajdowym samochodem – Citroenem Berlingo. Nic wtedy nie umiałam (patrząc z dzisiejszej perspektywy), ale strasznie chciałam. Byłam świeżo po szkoleniach w Szkole Jazdy Subaru (Chłopaki – to wszystko przez was!!! ;-)) Tam, w trakcie kilku godzin, Instruktorzy nauczyli mnie jeździć (nie przesadzam!) i po powrocie ze szkolenia wiedziałam, że zwykłe prowadzenie samochodu „dla przemieszczania się” zupełnie mnie nie interesuje. Ja chcę ze swojej jazdy czerpać radość, chcę wiedzieć, że panuję nad samochodem – chcę być jedną z nim częścią. Zdawałam sobie sprawę, że daleka droga do tego. Tak mnie chłopaki nakręcili, że musiałam gdzieś wystartować no i trafiła się ta impreza. Pojechałam i zajęłam 2 miejsce w klasie (pierwsze miała doświadczona dziewczyna w Daihatsu Charade 4x4, z klatką i innymi bajerami) i czwarte w generalce ? Więcej było w tym szczęścia nowicjusza niż moich umiejętności, ale tak mi to dodało skrzydeł, że w drodze powrotnej już wybieraliśmy z mężem samochód do sportu. 

Opowiedz coś więcej o swojej pasji
-W tej chwili mogłabym już chyba książkę o tym napisać…:-) 
Prowadzenie samochodu (moich dwóch Peugeotów 205, a Rallye w szczególności) daje mi niesamowitą satysfakcję. Nie może się to równać z uczuciem wolności, jakie czujecie Wy na motorach, bo jednak tkwimy w korkach itp. ale sama możliwość wsłuchania się w brzmienie silnika, w każdy inny dźwięk jaki wydaje 24-letni samochód na twardym zawieszeniu i poliuretanowych poduszkach (a wydaje ich sporo i znam je wszystkie i wiem, które są dobre, a które powinny budzić niepokój), czucie samochodu poprzez fotel i mocno spięte pasy, czucie drgań budy, obserwowanie zmiennych zachowań obrotów (zależnie od pogody i trochę aktualnego humoru samochodu), porozumienie się z twardym spiekiem (tu nie ma mowy o półsprzęgle ;-)) i ciasno chodzącym gazem, w końcu napawanie się dziką radością, kiedy samochód przyspiesza pod naporem twojej stopy na gazie, ryk (i marchewa czasem) z wydechu przy redukcji i wzrok innych kierowców zamkniętych w tych ich nowoczesnych autkach bez charakteru, dohamowania przed zakrętem, czucie jak tył się ustawia podążając za przodem, gaz na wyjściu i odejście…..…bajka, poezja, ciarki i nic mnie nie obchodzi poza tu i teraz za kierownicą mojego Peugeota i o to w życiu chodzi.

Przy Peugeotach pracujemy z mężem sami. Rozłożyliśmy je na elementy pierwsze nie raz, poskładaliśmy, nic nie zostało ;-) i jeżdżą bez większych niespodzianek. Lubię pracę przy samochodach, szczególnie duże, złożone projekty typu nowy silnik od podstaw. Lubię planować etapy prac, zbierać części (tak! Sklepy z częściami motoryzacyjnymi wolę od sklepów z ciuchami), rozkładać, czyścić, patrzeć jak z niczego powstaje nowy organizm. Zdarza mi się pójść do pracy z paznokciami noszącymi ślady prac garażowych (smar, olej), ale że pracuję w korporacji z branży oponiarskiej, to jakoś to przechodzi ;-) Są miesiące kiedy każdy weekend spędzamy w garażu – na ogół przed sezonem, a potem po starcie i przed startem ? Czasem śmieję się, że weekend bez prac garażowych to jak nie weekend… I to nie znaczy, że Peugeoty ciągle się psują! My o nie dbamy, wymieniamy części eksploatacyjne nawet częściej niż trzeba i dzięki temu nie ma z samochodami problemu. Problemy zaczynają być z dostępnością dobrej jakości części zamiennych. Powód, dla którego zaczęliśmy sami pracować przy samochodzie był prozaiczny – zawiedliśmy się na iluś serwisach, gdzie brano pieniądze a jakość usług wołała o pomstę do nieba i nie były to serwisy „u pana Kazia za stodołą”. Przez długi czas serwisował nas kolega – z 205 Garage i dla niego olbrzymie podziękowania! Mając jednak dwa youngtimery, z czego jeden jeżdżący w sporcie, musisz sama wiedzieć i umieć przy nich zrobić – najlepiej wszystko. Wtedy nic nie jest ani straszne ani zagadkowe. Kiedy podejmowaliśmy decyzję o pracach przy silniejszym motorze, to ja namawiałam męża, żebyśmy wszystko zrobili sami – to wcale taniej nie wyszło, ale wiem co mam zrobione, jak, co włożyłam, jak dokręciłam, jak przygotowałam i co może ewentulanie się zepsuć. Mąż się bronił i mówił, że nie damy sobie rady. A jednak daliśmy!!! W końcowej fazie, kiedy złożyliśmy rozrząd, poprosiliśmy o sprawdzenie naszej pracy doświadczonego i niebojącego się myśleć mechanika – a jego opinia potwierdziła jedynie, że wszystko zrobiliśmy dobrze. No a na koniec wyobraź sobie moment, kiedy silnik jest złożony, zalany olejem i jedyne co zostało to przekręcić kluczyk i odpalić… Po tej pracy przy silniku miałam w tamtej chwili tętno bliskie 220… Bo co będzie za moment – sukces czy zgrzyt i cała praca na marne… Kurcze, nerwy jak przed maturą chyba…;-) Nam się udało, choć po kilku minutach pracy poszedł wąż od płynu chłodniczego i mieliśmy gorącą kąpiel, ale… to tylko guma. Wymieniliśmy i za drugim razem było już bez niespodzianek. Nowy silnik po dotarciu daje wiele satysfakcji – są pucharki ? A jak brzmi…
Kolejne modyfikacje – tak, ale tu zawsze barierą jest budżet.

Startuję głównie w cyklu SuperOesów na torze Kielce w Miedzianej Górze. Konkurencja i poziom są wysokie i wymagające. Przestałam już mieć do siebie pretensję, że nie wygrywam z Hondami w klasie Pań – na próbach ustawianych pod mocne auta wszystkiego techniką nie załatwisz, więc albo mogę się denerwować i frustrować, albo cieszyć się z własnych postępów i rozwoju w technice prowadzenia samochodu i tego, że mój samochód daje radę a nas jest tylko dwoje do pracy przy nim.

Co myślisz na temat kobiet kierowców?
-Nie robię takiego podziału. Dzielę na tych, co potrafią lub pracują nad tym, by potrafić i tych, którzy nie powinni siadać za kółkiem, bo nie mają aktywnej funkcji myślenia – a tu nic od płci nie zależy. Niestety, tych drugich jest zdecydowana większość.

Co powiedziałabyś dziewczynom, które stoją na rozdrożu samochodowej pasji, które chciały by mieć wyjątkowe auto, a boją się zaryzykować. Obawy pewnie mogą być różne…
-Przede wszystkim zadaj sobie pytanie  dlaczego chcesz mieć wyjątkowy samochód i po co? Czy z rzeczywistej wewnętrznej potrzeby, której uargumentować nie można (bo taka potrzeba była w tobie od lat tylko nie mogła się przebić na zewnątrz a teraz nie da rady jej zagłuszyć); czy dla kaprysu; z tytułu posiadania za dużej ilości pieniędzy, z którą nie wiesz co zrobić; żeby zaimponować chłopakowi itp.? Potem odpowiedz sobie na pytanie jakim budżetem dysponujesz na zakup samochodu i na tzw. pakiet startowy, który na ogół równa się cenie zakupu plus... Następnie zrób rozeznanie w cenach części zamiennych i ich dostępności na polskim rynku. A jeszcze wcześniej sprawdź, czy znasz mechanika z prawdziwego zdarzenia, na którego pomoc będziesz mogła liczyć zanim sama zaczniesz grzebać. Jeśli po tym wszystkim dalej chcesz „wyjątkowy” samochód, to działaj. Dla klasyka czy youngtimera lepiej, żeby nie trafił do kogoś jako chwilowa zachcianka – jak zwierzątka kupowane pod wpływem kaprysu dziecka – a jak podrośnie zwierzaczek, to sru go z domu. Klasyków i youngtimerów nie ma wiele, dlatego nam, właścicielkom i właścicielom takowych, którzy traktują je jak członków rodziny, nie jest obojętne, kto je kupuje i jak traktuje. To towar „na wymarciu” i trzeba być świadomym, dlaczego się go chce i jak zmieni się życie!

A jeśli to rodząca się prawdziwa pasja, to niech nic cię nie powstrzymuje – kup, rób, dbaj i jedź przed siebie!
Wszystkim moto i automaniaczkom życzę szerokości i do zobaczenia na trasie smiley

Całusy dla męża za wieloletnie życie z częściami zamiennymi obecnymi wszędzie. 
Nieustające i niezmiennie DZIĘKUJĘ dla Jacka Hoffmana, mojego trenera, mentora i przyjaciela – za zrobienie ze mnie kierowcy, za pokazanie czym jest właściwe widzenie „tej” linii, za treningi, za cierpliwość, za opieprzanie mnie i za całą resztę!
Dziękuję i pozdrawiam wszystkich, którzy na przestrzeni tych lat pomogli nam przy samochodach i którzy na co dzień potrafią docenić moją pasję.

Zapraszam na profil Iwony
 


 

Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies . Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych (RODO). Więcej o samym RODO dowiesz się tutaj.