Jak zaczęła się Twoja historia na dwóch kółkach?
- Zastanawiam się, który z "początków" był tym właściwym... Jako dziecko śmigałam z Tatą do szkoły cudną WFM-ką. Ale to była raczej codzienna konieczność, jeszcze nie pasja. Owszem, zawsze oglądałam się za przejeżdżającymi motocyklami, marząc o własnej motorynce. Ale kiedy poznałam pewnego przystojniaka (od 20 lat jest moim mężem :)) nasza pierwsza rozmowa toczyła się wokół jego Jawy 350. Jedno mam mu za złe - nigdy mnie na niej nie przewiózł! Za to później byłam wożona wszystkim, co tylko zdołało wyjechać z podwórka :). Na pierwszy prawdziwy zlot pojechałam w 2003 roku z 5-letnią córką i półrocznym synkiem. To był ROTOR. Od tego czasu nie opuściliśmy ani jednego. Do samodzielnego prowadzenia "rumaka" dojrzałam stosunkowo późno, jakieś 5 lat temu. Dotychczasowa pozycja plecaczka była dla mnie całkiem przyjemna i wystarczająca. Do czasu... :) Ale jak zrobić prawo jazdy (miałam tylko kategorię B)? Było to jedno z wyzwań, które klasyfikowałam jako "nie dla mnie", "ponad moje możliwości"itp. Wcale nie zamierzam się chwalić, że poszło jak po maśle, to była ciężka praca, pot i łzy. Ale się udało!
Twoja największa motocyklowa przygoda.
- Każda wyprawa motocyklowa, daje mi mnóstwo radości i wrażeń. Jednak zawsze będę pamiętać mój pierwszy samodzielny udział w rajdzie turystycznym zorganizowanym przez klub Weteran Płock. Był to też swoisty sprawdzian umiejętności, może warto by WORD-owski egzamin przeprowadzić w takich warunkach? :)))))
Co daje Ci ta pasja?
- Jazda "bez karoserii"daje niesamowitą radość i poczucie wolności. Pamiętam też o zdaniu, które usłyszałam od zapalonego motocyklisty księdza Darka: "Jeśli przejeżdżasz ulicą i na twój widok czy gest ręki uśmiechnie się dziecko na chodniku to nie tylko czerpiesz, ale i dajesz radość".
Jak na nią reagują Twoi bliscy i znajomi?
- Spotykam się z różnymi postawami. Często muszę łamać stereotypowe opinie o "dawcach organów". Kilka osób jednak wyznało, że moja pasja im imponuje, że zazdroszczą mi wyjazdów, rajdów. Ale są też tacy, którzy traktują mnie jako nieszkodliwą wariatkę, he he. Np jedna z koleżanek zapytała, po co biorę kredyt, skoro wystarczyłoby sprzedać któryś motocykl. Odpowiedziałam, żę członków rodziny się nie sprzedaje. Widziałam, że miała ochotę popukać się w czoło:) Jeszcze kilka lat temu moja Mama dziwiła się, jak można tak "męczyć dzieci", czytaj: zabierać je na zloty :) Ale moi Rodzice sami mają za sobą bujną przeszłość motocyklową, więc z czasem przywykli do naszych rodzinnych eskapad. Chyba.
Gdybyś miała nieograniczony bon na paliwo i portfel pełen kasy, nie zastanawiając się wsiadłabyś na motocykl i pojechała
- ....do Pragi, zwiedzając po drodze wszystkie możliwe polskie zamki i czeskie hrady. A w trakcie podróży na pewno zrodziłyby się nowe pomysły.
Jedna impreza motocyklowa, która jest najbliższa Twojemu sercu i polecisz wszystkim
- Przez cały rok czekam niecierpliwie zarówno na zlot KMW ROTOR z Olsztyna, jak i zlot klubu Weteran Płock. Na jednym jestem "służbowo" i towarzysko, na drugim wyłącznie to drugie :)
Kilka słów do dziewczyn, które zastanawiają się nad tym by wsiąść na motocykl, ale się wahają
- Drogie Dziewczyny! Wcześniej wspomniałam, że samodzielna jazda motocyklem była dla mnie czymś nierealnym. Zrozumiałam jednak, że człowiek - bez względu na wiek, zawód i płeć - ciągle powinien odkrywać w sobie nowe pasje i talenty, przekuwać je na wyzwania i dążyć konsekwentnie do ich realizacji. Mogli inni, możesz i ty - jak mawia mój Mąż.
Pozdrawiam gorąco najpierw mojego męża Piotra, który "sprzedał" mi wirusa moto. Pozdrawiam moje dzieci: Olę i Jaśka, dla których kask i woń spalin jest codziennością. Nie zapominam o super ludziach z KMW ROTOR Olsztyn i niemniej sympatycznych z klubu WETERAN PŁOCK. Pozdrawiam wszystkich tych, których spotykam na zlotach i dziękuję za okazaną mi w trasie pomoc. Czekam na każde spotkanie!
Oprac. Lena Opala