Oceń ten artykuł
(1 Głos)
sobota, 26 maj 2018 19:45

Kasia Turek, Nowy Sącz

Na pytania odpowiada
Kasia Turek, Nowy Sącz
Motocykl: YamahaXT600, Cagiva Raptor 650

Jak zaczęła się Twoja historia na dwóch kółkach?
-
Wszystko zaczęło się kiedy splajtowała linia lotnicza, w której pracowałam jako stewardessa. To była moja pierwsza poważna praca i dostarczała mi pewną dawkę adrenaliny i endorfin. Jak się to wszystko nagle skończyło, nie potrafiłam znaleźć dla siebie miejsca i zwyczajnie w świecie mnie nosiło. To był impuls. Usłyszałam dźwięk silnika motocyklowego i ta myśl, żeby zrobić prawo jazdy była nagle taka oczywista. Co dziwne, wychowałam się wśród sąsiadów motocyklistów, którzy po osiedlowej uliczce świrowali i jeździli tzw.200 po mieście. Ja tych motocyklistów w zasadzie nie lubiłam, żyłam w przekonaniu, że to "źli ludzie są". Ale oczywiście nie obeszło się bez atrakcji. Kurs przebiegał sprawnie, chciałam jak najszybciej zdać prawo jazdy i jeździć. Instruktor pękał z dumy, że tak pięknie daję radę, lepiej niż panowie kręcę ósemki. Termin egzaminu wyznaczyli trochę później, bo święta. Więc wykupiłam dodatkowe 2h na dzień przed egzaminem. Na placyku ścisk, wypchnęli mnie gdzieś w róg, a tam asfalt pofalowany od temperatury, żwirek, godzina 21:00, trenuję awaryjne hamowanie, instruktor daje znak, ja ślepo ufam, podłoża nie sprawdzam, koło zblokowało, uślizg, GLEBA!  Bark wybity, łokieć do kości zdarty, łbem przydzwoniłam aż gwiazdę zobaczyłam, nie tą z Alpiny, nie. Instruktor wyrokuje: "trzeba przełożyć egzamin!". Ale ja nie z tych, co się tak szybko poddają. Do 4 rano siedziałam na SORze, ale na egzamin poszłam. Plastry, bandaże, zapach Bengay'a w powietrzu i uśmiech, z co drugim zębem wystąp! Zdałam, a co!

Twoja największa motocyklowa przygoda.
-
Chyba nie potrafię jednoznacznie wybrać, bo mam wrażenie, że na każdym wyjeździe mam mnóstwo przygód. Ale zdecydowanie jak sięgam pamięcią to na pierwszy rzut myślę o tych chwilach, kiedy zjeżdżałam z asfaltu, pokonywałam drogi z widokami na góry, ale też na przepaście. Ambicjonalnie podeszłam w zeszłym roku do przejechania tzw. "pętli Theht" w Albanii. Pojechaliśmy tam z mężem motocyklami nie do końca na te warunki idealnymi. Ja miałam wtedy BMW F650 GS, zawieszenie stosunkowo twarde, ale kanapa nisko to metodą "na listonosza" mogłam się czasem poratować. Mąż na supermoto Yamaha XT660X, 17-stka z przodu, nic - tylko w offa jechać. Nie powiem, Góry Przeklęte, jak mówią o nich Albańczycy, wzbudzają niepokój. Niejeden tam się połamał. Nie wiedziałam, co mnie czeka i z duszą na ramieniu ruszyliśmy od trudniejszej strony w górę. Po godzinie jazdy mąż mówi, że mu się chyba zatarł wiatrak, że nie damy rady, bo czeka nas jeszcze z 6h jazdy, więc nawracamy i na wyłączonym silniku zjeżdżamy w dół. Myślę sobie, że to się nie dzieje na prawdę, nie tak miało być (!), nie daję za wygraną i każę mu podłubać przy tym wiatraku. Oczywiście z miną "srającego kota". Chyba moja determinacja była bezdyskusyjna i wiatrak zaczął chodzić znowu, jakiś mały kamyczek go zablokował.  Droga była dla mnie miejscami wymagająca, nie powiem, ale gleby nie zaliczyłam, nogi nie złamałam. Świadomość, że pokonałam tą drogę, i pokonałam swoje kolejne bariery jest nie do opisania. Żałuję, że mam tak mało zdjęć z tej trasy, ale odgrażam się, że tam wrócę, trochę bardziej przystosowanym do tego motocyklem, żeby nie męczyć się 7h a swobodnie skrócić czas do 4-5h.

Co daje Ci ta pasja?
-
Myślę, że każdy, kto się czymś pasjonuje zrozumie to najlepiej – to jest cały pakiet dobrodziejstw. Robię to, co kocham i ciągle widzę możliwości rozwoju, nigdy mi nie jest szkoda wydawać pieniędzy na paliwo, podróże, części, szkolenia – prędzej nie pójdę do fryzjera! Wzięłam sobie ostatnio za cel naukę jazdy bardziej sportowo, po torze, ale jeszcze jestem w tej materii początkująca. Od paru dni też poznaję dziewczyny z moich okolic, które też są zarażone tym wirusem. Właśnie podjęłam wyzwanie i założyłam grupę na facebook’u (twarzo-książce, prawda Piach i Puder?) skupiającą w jednym miejscu dziewczyny z Nowego Sącza i okolic, i to jest wspaniałe! Rozmów nie ma końca. Ale generalnie społeczność motocyklistów to w większości ludzie, którzy garną się do siebie nawzajem. Jadąc sobie szutrem w Albanii, gdzie statystycznie najwięcej uczestników ruchu drogowego to owce, z naprzeciwka jedzie ziomek na Tenerce i jak tylko nas zobaczył to dał po hamulcach, bo się ucieszył, że wreszcie kogoś spotkał. Okazało się, że jest „linesmanem” z projektu Trans Euro Trail (TET) i właśnie wytycza tracki. Fajnie są takie spotkania.

Jak na nią reagują Twoi bliscy i znajomi?
-
Mam to niebywałe szczęście, że mój mąż też jest motocyklistą. Chociaż spotkaliśmy się dosyć niedawno, oczywiście na motocyklach, na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, także mamy tam swoje honorowe miejsce na ławeczce. Rodzice męża nas wspierają, ale co się dziwić ja mój wybranek od dziewiątego roku życia jeździ? Za komunijne pieniądze kupił sobie sprzęt, który sam złożył!? Wyobraźcie to sobie teraz. Moja mama zawsze przezorna, akceptuje moją pasję, ale pamiętam jak nie mogła zrozumieć, czemu nie wolę kupić sobie najpierw samochodu, bo przecież, co zrobić jak będzie deszcz? To niepraktyczne!

Gdybyś miała nieograniczony bon na paliwo i portfel pełen kasy, nie zastanawiając się wsiadłabyś na motocykl i pojechała.
-
Dodajmy nieograniczony czas! To pojechałabym na motocyklu zwiedzać Stany, ale te Kirgi, Tadżyki, Uzbekistany  a potem dalej na wschód. Spróbować oka bawoła w rosole, spać w jurcie, oglądać gwiazdy na stepie. Ale też marzy mi się Ameryka Południowa, Kuba, Islandia, Nowa Zelandia – to są kierunki, na które obecnie jeszcze nie mam funduszy. Ale wszystko w swoim czasie.

Jedna impreza motocyklowa, która jest najbliższa Twojemu sercu i polecisz wszystkim.
-
IZI meeting – impreza wyjątkowa, skupia podróżników motocyklowych, odbywa się na zamku w Grodźcu i ten, kto pierwszy, to może nawet upolować spanie w komnatach – nie żartuję. W sobotę można ruszyć w trasę, w zależności czy wolimy asfalt czy off. Można też pobrać tracka i jechać mniejszą grupą. Poza tym wieczorem są prezentowane filmy albo opowieści podróżników, jest grill i koncert. I przede wszystkim fantastyczni ludzie.

Kilka słów do dziewczyn, które zastanawiają się nad tym by wsiąść na motocykl, ale się wahają
-
Dziewczyny! Cytując klasyka „Nic się samo nie wydarzy”! Jeśli tylko naszła Was ta myśl, to marzenie o podróżach na dwóch kołach o sportowej jeździe na torze, albo też kąpielach błotnych na crossie. To co teraz powinnyście zrobić? Otworzyć przeglądarkę internetową w poszukiwaniu szkoły nauki jazdy lub popytać znajomych – ja tak właśnie miałam. Kolega dał numer do instruktora, zadzwoniłam i potem już samo poszło. Można też poszukać na portalach ogłoszeniowych motocykla o pojemności 125, ale mimo wszystko zachęcam do znalezienia profesjonalisty, który nauczy Was podstaw i dobrych nawyków. Nie od razu Kraków zbudowano, ale małymi krokami warto spełniać swoje marzenia.

fot. MotoKobiece

Oprac. Aleksandra Kotowska

Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies . Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych (RODO). Więcej o samym RODO dowiesz się tutaj.