Jak zaczęła się Twoja historia na dwóch kółkach?
-Kiedy zadaje sobie pytanie jak zaczęła się moja historia na dwóch kółkach to myślę, że chyba zawsze miałam to we krwi tylko do pewnych rzeczy trzeba dojrzeć. Moje dojrzewanie zajęło mi całe lata. Słabość do pojazdów mechanicznych mam od najmłodszych lat. Mając starszego brata, który zawsze bardzo mi imponował byłam typową chłopczycą. Długie godziny w samochodzie w drodze do babci czy na wakacje umilaliśmy sobie zgadując marki i typy samochodów. W liceum zamiast Bravo Girl kupowałyśmy z koleżanką Auto Świat. Mój pierwszy raz na motocyklu pamiętam doskonale. Przejażdżka z pod kultowego, niestety nieistniejącego już baru Desperado w Łomiankach. Kierowcą był mój kolega, na którego widok kolana mi miękły, a przyciąganie ziemskie było jakby trzy razy większe. Po kilkunastu minutach latania E7 nie miałam już żadnej wątpliwości, że znalazłam miłość na całe życie i że nie jest nią ww. kolega. Przepraszam Cię Roger. Prawo jazdy na motocykl zrobiłam dopiero kilkanaście lat później, ale jak mówi przysłowie – stara miłość nie rdzewieje.
Twoja największa motocyklowa przygoda.
-Choć ja i moja „pszczoła” zrobiłyśmy już razem prawie 3000 km to nadal bardzo mało i wiem, że to co najlepsze ciągle jeszcze przed nami. Ale każda wspólna przejażdżką to nie zapomniane chwile i niesamowity zastrzyk adrenaliny. Na chwilę obecną największa motocyklowa przygoda to chyba off road w drodze na działkę do mojej koleżanki. Była masa piachu, kurzu, wielka wywrotka na szczęście z bardzo miękkim lądowaniem i bardzo dużo śmiechu.
Co daje Ci ta pasja?
-Największą zaletą jazdy na motocyklu, oczywiście po za poczuciem wolności i niezależności, jest możliwość poznania niesamowitych ludzi. Mam tu na myśli zarówno moich instruktorów nauki i doskonalenia technik jazy Irka i Radka, rewelacyjne dziewczyny jak Agnieszka i Natalia, a także instruktorów pierwszej pomocy z Fundacji Ratownictwo Motocyklowe Polska. Na koniec nie mogę nie wspomnieć o Tomku, któremu zawdzięczam moją ostatnią, niezapomnianą przejażdżkę nad Zegrze. Niezapomnianą dla nas obydwojga. Dla mnie bo po raz pierwszy poczułam co znaczy „zapierdalać”, a dla niego bo jeszcze nigdy tak wolno nie leciał S8. Czasami mam wrażenie, że stajać się motocyklistką od razu stałam się częścią jakiejś wielkiej, paczłorkowej rodziny.
Jak na nią reagują Twoi bliscy i znajomi?
-Reakcje otoczenia na moją pasję są bardzo różne, jak to zwykle bywa. Część bliskich po prostu bardzo się o mnie boi i pewnie zrobiła by wszystko, abym jednak z niej zrezygnowała, ale są też osoby, które myślę, że nie tylko cieszą się razem ze mną, ale nawet są ze mnie dumne.
Gdybyś miała nieograniczony bon na paliwo i portfel pełen kasy, nie zastanawiając się wsiadłabyś na motocykl i pojechała.
-Myślę, że gdybym miała nieograniczony bon na paliwo, portfel pełen kasy i bez terminowy urlop to najpierw ruszyłabym w Bieszczady. A potem dalej, gdzie mnie koła poniosą. Ale na pewno na początek Polska. Jura Krakowsko–Częstochowska, Mazury, Kaszuby. Mogłabym tak długo wyliczać.
Jedna impreza motocyklowa, która jest najbliższa Twojemu sercu i polecisz wszystkim.
-Od kilkunastu lat co roku w sierpniu jeżdżę do Gorlic na urodziny mojej chrześnicy. Prawie co roku pokrywa się to z organizowanym Regietowie zlotem Steel Horses Meeting. Cudowne miejsce, cudowne okoliczności przyrody i bardzo dużo bardzo pozytywnych ludzi. Co roku obiecuje sobie, że w kolejne wakacje w końcu tam będę, już na swoim motocyklu, ale jeszcze mi się nie udało. Nadal odstrasza mnie odległość, jeszcze za duża jak na moje możliwości kondycyjne, ale za rok na pewno już się tam spotkamy!
Kilka słów do dziewczyn, które zastanawiają się nad tym by wsiąść na motocykl, ale się wahają.
-Dziewczyny, jeśli jeździcie na motocyklach jako towarzyszki swoich facetów, partnerów albo w ogóle nie jeździcie, ale czujecie, że to was kręci to nie wahajcie się tylko do dzieła! Ja też zaczynałam od bycia plecakiem, ale dopiero kiedy wzięłam los we własne ręce wreszcie poczułam się spełniona. Radości jaką daje jazda na motocyklu nie umiem porównać do niczego innego. Czasami żartuję, że to lepsze niż seks, ale w tej kwestii wszystko zależy od partnera i motocykla. Na realizację marzeń nigdy nie jest za późno. Ja zaczęłam się uczyć rok temu w wieku 36 lat. Rok później mam na koncie prawo jazdy, zdane już za drugim razem ( jeszcze raz wielkie dzięki dla moich niesamowitych instruktorów, w szczególności dla Irka ) i wiele naprawdę cudownych godzin spędzonych w siodle. Oczywiście są również trudne momenty. Nie każda z nas wsiada na motocykl i od razu czuje, wie jak ma się zachować. W moim przypadku nauka okupiona była skręconą kostką, licznymi siniakami, a nawet pękniętym żebrem. Nie żałuje jednak tych upadków, bo dały mi dużą lekcję pokory i wytrwałości. A jeśli to wszystko Was nie przekonuje to pomyślcie sobie, że kiedy Wy w te upały stoicie w korku w aucie bądź autobusie to właśnie ja mijam Was nam mojej żółtej pszczółce!
Oprac. Aleksandra Kotowska