Oceń ten artykuł
(2 głosów)
Z Przemkiem rozmawialiśmy na planie programu "Ekipa na swoim" Z Przemkiem rozmawialiśmy na planie programu "Ekipa na swoim"
wtorek, 14 maj 2013 16:55

Przemek Saleta: z ringu na tor

Zdecydowanie jesteś kojarzony typowo z męskimi dyscyplinami, ale kobiet chyba więcej dziś i w boksie i na motocyklach. Uważasz, że kobieta i jednoślad to dobre połącznie.

- Zdecydowanie! Cieszę się, że kobiet na motocyklach jest coraz więcej i uważam, że to bardzo dobrze. Mimo, wszystko kobiety są bardziej ostrożnymi kierowcami. Za kierownicą samochodu jest trochę inaczej, sporo kobiet źle jeździ po prostu dlatego, że się boją.  Ale jeżeli kobieta jeździ na motocyklu to znaczy, że przełamała swój strach, natomiast zwykle pozostawiła rozsądek. A faceci wiadomo, testosteron często bierze górę i łatwiej odkręcić manetkę…

Ty, do „czynnej jazdy”, wróciłeś dopiero kilka lat temu.

-To prawda. Motocykle zawsze mnie kręciły, chyba jak każdego młodego chłopaka. Prawo jazdy zrobiłem w wieku lat siedemnastu, standardowo z uprawnieniami na samochód. To było w 1985 roku, ale za dużo nie jeździłem. Kiedy zaangażowałem się z sport wyczynowy, oczywiście motocykl nie szedł z tym wszystkim w parze.  Tak naprawdę dużo zacząłem jeździć w 2007 roku, kiedy zakończyłem już karierę. W sporcie człowiek jest przewrażliwiony na sytuacje, które mogą doprowadzić do kontuzji, bądź wyeliminować z gry. Dlatego przygotowując się do walki trzeba unikać ryzykownych przedsięwzięć, zatem  jazda motocyklem zeszła na drugi plan.

I kiedy wróciłeś do dwóch kółek,  zaczęło się od  turystyki…

-Rzeczywiście po dwóch latach zorganizowałem wyjazd do Stanów Zjednoczonych. To była świetna wyprawa. Ale jednocześnie w tym samym roku Adam Bodziak namówił mnie do startu na torze, konkretnie w Mistrzostwach Polski . Początkowo miała być to tylko i wyłącznie promocja akcji społecznościowej. Chodziło o to, by pokazać młodym ludziom, że jeżeli szukają adrenaliny, warto ją znaleźć właśnie na torze, a nie na ulicy.

Czyli słowa o tym, jak uzależnia jazda na torze nie są bez pokrycia? I pewnie dodasz, że nie zauważyłeś, kiedy się w to wszystko wciągnąłeś?

- O tak! To strasznie wciąga! I zgadza się, nie spostrzegłem nawet kiedy to się stało. Po pierwsze jest to świetna zabawa i wielka adrenalina. Prędkości również są całkiem spore. Oczywiście wszystko odbywa się w miarę bezpiecznych warunkach. Musimy pamiętać, że nieszczęście zawsze może się wydarzyć, ale na pewno nie można zderzyć się z innym samochodem, krawężnikiem, czy drzewem i to już dużo. Osobiście dwa lata temu przeżyłem groźną sytuację, bo zaliczyłem glebę przy 250 km/h, ale właściwie wyszedłem z tego bez szwanku. Szczerze, każdemu motocykliście polecam udanie się na tor do Poznania i sprawdzenie swoich umiejętności. Jeden dzień jazdy na torze , to jeden bądź dwa sezony na drodze. Na torze przy dużych prędkościach, prawie każde hamowanie, to hamowanie awaryjne. Poza tym możemy wyczuć motocykl, sprawdzić jak zachowuje się w rożnych sytuacjach

Czyli jednośladem zdecydowanie pierwszy do mety? A można Cię spotkać jeszcze gdzieś na trasie?

- Są to dwa zupełnie inne doświadczenia. Po Stanach Zjednoczonych była jeszcze Australia i kraje byłego Związku Radzieckiego , a w zeszłym roku Bałkany. Dla mnie turystyka motocyklowa to inny smak motocyklizmu. Dociera się do miejsc, które normalnie nie przyszłyby nam do głowy, a do tego dochodzą zupełnie inne wrażenia, nie tylko wzrokowe, ale chociażby zapachowe, a to zupełnie zmienia naszą percepcję. Co więcej motocykliści na całym świecie trzymają się razem i zawsze znajdziesz kogoś, kto będzie chciał ci coś pokazać lub pomoże, gdy tylko takiej pomocy będzie potrzeba.

Rozm. Żaneta Lipińska-Patalon

Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies . Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych (RODO). Więcej o samym RODO dowiesz się tutaj.